Mrok to opowieść o dwojgu niewinnych dzieci, które muszą odnaleźć metaforyczną drogę wyjścia z przerażających kanadyjskich lasów. Pełnometrażowy debiut amerykańskiego reżysera Justina P. Lange nakręcono w Stanach Zjednoczonych, ale produkcją zajęli się Austriacy, czego echa odnajdziemy w dość specyficznej filmowej formie.
Wszystko zaczyna się bardzo schematycznie. Starszy człowiek ucieka w panice do miejsca zwanego „Czarcim Legowiskiem”. Ścigany przez policję listem gończym ignoruje wszelkie ostrzeżenia na temat miejsca, do którego nieubłaganie dąży. Gdy do niego dociera, okazuje się, że jest tu istotnie nieproszonym gościem.
Po kilku minutach filmu historia przybiera całkowicie nowy i świeży wydźwięk. Las, w którym znajdują się Alex (Toby Nichols) i Mina (Nadia Alexander), dla zewnętrznego świata jest przerażającym i mrocznym tematem tabu, ale dla nich staje się jedynym spokojnym schronieniem przed nieprzyjaznym im społeczeństwem. Oboje w swoim krótkim życiu doświadczyli wszelkiego zła tego świata, pielęgnowali gniew i strach, bliżej im było do dzikich zwierząt. Gdy stopniowo poznają swoje losy, wywiązuje się między nimi najsilniejsza więź, jakiej kiedykolwiek doświadczyli. Wzajemna lojalność, zaufanie i troska jednoczą ich w walce o odzyskanie człowieczeństwa.
Asystent reżysera i operator kamery, Klemens Hufnagl, to filmowiec silnie ukształtowany przez austriacką szkołę filmowa. Mrok czerpie z niej garściami – surowość kadru, powolne budowanie napięcia, narracyjny niepokój. Głucha cisza i akcja zamknięta w praktycznie jednej, zdeformowanej przestrzeni wzbudzają klaustrofobiczne odruchy, a czające się w lesie zagrożenie w nieoczywisty sposób drażni.
Scenariusz Mroku wykazuje jednak pewne słabości. Relacja między bohaterami wydaje się momentami zbyt chaotyczna, opieszale skonstruowana – jednak grający ich aktorzy robią wszystko, żeby było autentycznie i bardzo ratują sytuację. Szesnastoletnia Nadia Alexander potrafi być przerażająca mimo dość kiepskiej charakteryzacji, a kiedy przychodzi czas ujawnić jej niewinną twarz ofiary – zagarnia sobie całą empatię widza. Dobre aktorstwo nie pomoże jednak w każdej sytuacji. Trudno nie zauważyć irytujących niedopowiedzeń w opowiadanej historii, a brak umiejscowienia czasowego zaburza narrację.
Twórcom udaje się jednak przede wszystkim uciec przed gatunkowymi stereotypami. Dzięki odwróconej konwencji dostajemy przede wszystkim dramat psychologiczny, opisujący poważną traumę. Czasem jednak pozostaje niesmak, gdy uświadomić sobie, że tak przeraźliwie mocny temat włożony w ramy dreszczowca, może zostać niewłaściwie zinterpretowany przez widzów. Film na pierwszy rzut oka ma straszyć, z czasem pojawia się jakieś gore, ale pod koniec przeradza się w trzymający w napięciu thriller. Mam nadzieję, że nikt nie wyjdzie z seansu zawiedziony, tylko dlatego, że film go zbyt słabo przestraszył.
Justin P. Lange stworzył bardzo inteligentny film. Zastanawia się nad skutkami przemocy i gniewu. Podstawia nam lustro, w którym mamy zobaczyć, że jesteśmy częścią społeczeństwa, które skazuje ofiary na izolację i spycha je w najmroczniejsze zakamarki duszy. Pokazuje, że wykluczenie i niesprawiedliwość tworzy tylko więcej przemocy i nienawiści. Na szczęście obraz amerykańskiego reżysera daje nadzieję na lepsze dni. Nigdy wszak nie jest za późno na ratunek, nawet z największego dna ludzkiej egzystencji.
Film można zobaczyć w ramach 3. Przeglądu Horrorów Fest Makabra, który rozpoczyna się 26 października 2018 r. Więcej informacji o filmie znaleźć możn tu.
Recenzję prezentujemy dzięki uprzejmości magazynu FILMAWKA.
Mrok (2018) | 95 min | horror | reż. Justin P. Lange | Fantaspoa International Fantastic Film Festival 2018: Najlepszy scenariusz