Trudne zmiany, zemsta, szaleństwo, porzucenie – reżyser i odtwórca głównej roli Josef Hader w filmowej tragikomedii Wilde Maus uderza w nad wyraz nam, współczesnym, bliski ton. Można się zaśmiać, ale czy powinno być nam do śmiechu?
Jeśli życie w Austrii nauczyło mnie czegoś konkretnego o podejściu Austriaków do zmian, to na pewno typowego „popieramy zmiany tak długo, dopóki nic się nie zmienia”. I choć to powiedzenie funkcjonuje głównie w świecie polityki, to nie widzę przeciwskazań, aby stosować je bardziej uniwersalnie. Pisząc to z perspektywy tutejszego krytyka filmowego, dostrzegam silną pozycję zachowawczości w zmaganiach dnia codziennego. Swego czasu, podczas kolegium redakcyjnego, zaproponowałem dodawanie ocen do recenzowanych tytułów. Spotkałem się ze sprzeciwem – zupełnie jakbym zanegował całą tradycję krytyki filmowej. Redaktor naczelny wytłumaczył mi, że „stawiamy na dziennikarstwo tradycyjne, gdzie liczy się tekst sam w sobie, a oceny w skali od 1 do 10 niepotrzebnie spłaszczyłyby tę formę”.
Zacznę więc tradycyjnie. Od fabuły. Josef Hader to znany austriacki aktor i komik, który w Wilde Maus po raz pierwszy próbuje sił jako reżyser. Gra również główną postać, Georga, cenionego w Austrii krytyka muzycznego, którego cechuje wewnętrzna potrzeba merytorycznej, a co za tym idzie często miażdżącej, krytyki. Członkowie zarządu gazety dochodzą do wniosku, że skoro Georg zarabia dwukrotnie więcej niż młodsi pracownicy, a jego teksty czyta coraz mniej osób, to należy go zwolnić. I tak się dzieje. Twórczość recenzencka jest jego jedyną, prawdziwą umiejętnością – krytyk zostaje więc z niczym. Nie chce przyznać się do zwolnienia przed młodszą partnerką. Codziennie rano więc „idzie do pracy”, w rzeczywistości udając się na wiedeński Prater. To w tym lunaparku spotka Ericha, swojego licealnego oprawcę, żyjącego na marginesie społeczeństwa – bez pieniędzy i planu na siebie.
Przytoczona na początku tekstu anegdotka miała przybliżyć państwu austriacki folklor codzienności. Dzięki temu łatwiej będzie dostrzec, że Wilde Maus porusza aktualne dla austriackiego społeczeństwa problemy, mimo że z polskiej perspektywy mogą wydawać się przestarzałe. Mylą się bowiem polscy recenzenci pisząc, że Hader jest „nagi”. Co więcej – stają się częścią poruszanego przez komika głębszego problemu – zaburzenia z komunikacją międzyludzką. Główny bohater, nie potrafiący pogodzić się z tym, że jego zawód odchodzi w zapomnienie, postanawia zemścić się na swoim pracodawcy, opierając swoje działania na najbardziej prymitywnych metodach. Jeszcze bardziej skomplikowana wydaje się jego relacja z partnerką – bezowocne próby spłodzenia dziecka wywołują nieuniknioną frustrację kochanków i oddalają ich od siebie.
George odnajduje więc nić porozumienia w najmniej oczekiwanym miejscu. Razem z Erichem postanawiają założyć biznes w wiedeńskim lunaparku. Towarzyszy im dziewczyna Ericha, Rumunka, której brakuje wspólnych rozmów z ukochanym – ona nie mówi po niemiecku, on po rumuńsku. I choć wspólnikowi Georga brak rozmowy niczemu nie wadzi, jego partnerka dochodzi do wniosku, że poszukuje mężczyzny, z którym będzie mogła zwyczajnie porozmawiać. Opuszcza więc Wiedeń i wraca do rodzinnego miasta. Ta wymowna scena definiuje wręcz motyw przewodni produkcji.
Jak ma się bowiem zachować człowiek w społeczeństwie, które zatraciło poczucie empatii? Hader nie daje odpowiedzi, a doprowadza do eskalacji konfliktu. Padną nawet strzały w imię Godardowskiej zasady, że film potrzebuje i kobiety, i pistoletu. Padną słowa, które kumulowały się od wielu lat – przynosząc orzeźwienie niczym letni deszczyk.
Bohaterowie Wilde Maus co rusz dostają szansę na zmianę. Muszą podołać wyzwaniu – wyjrzeć poza własny czubek nosa, nabrać perspektywy i wyjaśnić nieporozumienia. Josef Hader prowadzi wprawdzie bohaterów niekiedy zbyt zachowawczo – samobójczej wyprawie Georga w zaśnieżone Alpy brakuje cienia silniejszej dramaturgii, odrobiny wyrafinowanego, czarnego humoru. Koniec końców dostajemy jednak gołego Hadera uciekającego przez śnieżne zaspy przy akompaniamencie sonaty z Armonico Tributo. Czego chcieć więcej?
Michael Haneke, rodak reżysera Wilde Maus, powiedział kiedyś: „Widzę, jak tempo życia sprawia, że narastają w nas gniew i frustracja. Jak kumuluje się lęk, że stracimy coś, co już otrzymaliśmy: związek, pracę, majątek, zdrowie. Jak chcąc bronić status quo, zadajemy rany innym”. I o tym jest ten film. Zaledwie nakreśla ramy głębszego, austriackiego poczucia straty – wskazuje jego źródło w nieumiejętności rozmawiania i zanikającym uczuciu współodczuwania. Desperacka potrzeba powrotu do korzeni, zatarcie granicy między wybaczeniem a potrzebą opieki – Hader uderza w ton nad wyraz uniwersalny. Upadek tradycyjnego dziennikarstwa jest symbolem niepowetowanej straty czegoś konkretnego i zagubienia jednostki, która tę stratę poniosła. Reżyser stara się jednak pokazać, że najważniejsze jest mieć siebie nawzajem, a przede wszystkim mieć przy sobie kogoś, komu niestraszne są gorsze dni. Nawet jeśli będą one pokręcone niczym rollercoaster.
Film Wilde Maus można zobaczyć na platformie OUTFILM.PL
103 min / Austria (2017) / reż. Josef Hader