W roku 1906 młody Trakl pisze „Samotność” ( Verlassenheit). Ten mały poemat prozą, formą bezpośrednio odwołujący się do twórczości Charles’a Beaudelaire’a, został opublikowany jeden jedyny raz w „Salzburger Zeitung”. Przekład autorstwa profesora Andrzeja Lama ukazał się w „Poezjach zebranych” z 1992 roku. Oto i on.
SAMOTNOŚĆ
1
Nic nie narusza już więcej milczenia samotności. Nad ciemnymi, prastarymi wierzchołkami drzew przeciągają obłoki i odbijają się w zielonkawoniebieskich wodach stawu, który zdaje się nie mieć dna. I nieporuszenie, jakby pogrążona w smętnej rezygnacji, trwa powierzchnia – dzień w dzień.
W środku milczącego stawu wznosi się zamek ku chmurom ostrymi, złuszczonymi wieżami i dachami. Zielsko pleni się na czarnych, spękanych murach i od okrągłych, ślepych okien odbija się światło słońca. W ponurych, ciemnych podworcach krążą gołębie i szukają schronienia w szczelinach muru. Wydają się wciąż czegoś lękać, bo trwożnie i spiesznie latają przy oknach. Na dole w podworcu szemrze fontanna cicho i miękko. Z brązowej czaszy studni piją raz po raz spragnione gołębie.
Przez wąskie, zakurzone ganki zamku przeciąga czasem głuchy gorączkowy powiew, aż wzlatują przestraszone nietoperze. Poza tym nic nie zakłóca głębokiego spokoju.
Ale komnaty pokrywa czarny kurz! Wysoko i pusto i zimno i pełno zamarłych przedmiotów. Przez ślepe okna wpada czasem mały, drobny promyczek, który znów ciemność pochłania. Tu przeszłość umarła.
Tu zastygła ona pewnego dnia w jedynej, pokrzywionej róży. Obok jej nierzeczywistości obojętnie przechodzi czas.
I wszystko przenika milczenie samotności.
2
Nikomu nie wolno już więcej wejść do parku. Gałęzie drzew trzymają się po tysiąckroć splecione, cały park jest już tylko jedną, gigantyczną istotą.
I wieczna noc spoczywa ciężko pod olbrzymim liściastym dachem. I milczenie głębokie! I powietrze przesycają opary zgnilizny!
Ale czasem park budzi się z ciężkich snów. Wtedy przekazuje wspomnienie o chłodnych nocach gwiaździstych, o skrytych głęboko tajemnych zakamarkach, gdzie podpatrywał gorączkowe pocałunki i objęcia, o nocach letnich, pełnych świetnego przepychu i wspaniałości, gdy księżyc wyczarowywał na ziemi zwikłane obrazy, o ludziach, którzy wytwornie elegancko, rytmicznym ruchem przechadzali się pod jego liściastym dachem, którzy naszeptywali sobie słodkie, szalone słowa, z dyskretnym obiecującym uśmiechem.
A potem park znowu się pogrąża w śmiertelnym śnie.
Na wodzie kołyszą się cienie czerwonych buków i jodeł, a z głębi stawu dochodzi głuchy, smętny pomruk.
Łabędzie suną przez lśniące wody, powoli, nieporuszenie, prężąc ku górze smukłe szyje. Suną tam! Wokół zamarłego zamku! Dzień w dzień!
Blade lilie wznoszą się na brzegu stawu między jaskrawymi ziołami. A ich cienie na wodzie są bledsze niż one same. I kiedy jedne obumierają, inne wychodzą z głębiny. I są jak drobne, martwe dłonie kobiece.
Wielkie ryby z drętwymi, szklanymi oczami opływają ciekawie blade kwiaty, i znów zanurzają się w głębię – bezgłośnie!
I wszystko przenika milczenie samotności.
3
A na górze w spękanej wieżycy siedzi graf. Dzień w dzień.
Patrzy na chmury, które przeciągają nad wierzchołkami drzew, czyste i świetliste. Patrzy na nie chętnie, gdy słońce jaśnieje w chmurach, wieczorem, gdy zachodzi. Nasłuchuje odgłosów na wysokościach: krzyku ptaka, który przelatuje koło wieży, lub dźwięcznego szumu wiatru, gdy omiata zamek.
Patrzy, jak śpi park, głucho i ciężko, i patrzy na łabędzie sunące przez migotliwe wody – jak opływają zamek. Dzień w dzień!
I wody połyskują zielonkawoniebiesko. Ale w wodzie odbijają się chmury, które przeciągają nad zamkiem; a ich cienie na wodach świecą promiennie i czysto, jak one same. Lilie wodne kiwają ku niemu, niby drobne, martwe dłonie kobiece, i kołyszą się zgodnie z cichymi tonami wiatru, smętnie marzycielsko.
Na wszystko, co go umierając otacza, spogląda biedny graf, jak małe, błędne dziecko, nad którym wisi przeznaczenie i które nie ma już siły żyć, które zanika, niby przedpołudniowy cień.
Nasłuchuje już tylko małej, smętnej melodii swojej duszy: przeszłości!
Kiedy nastaje wieczór, zapala starą, zakopconą lampę i czyta w ogromnych, pożółkłych księgach o przeszłości wielkiej i wspaniałej.
Czyta z rozgorączkowanym, wibrującym sercem, aż teraźniejszość, do której on nie należy, przestaje istnieć. A cienie przeszłości podnoszą się – olbrzymie. I żyje prawdziwym życiem, wspaniale pięknym życiem swoich przodków.
Nocami, gdy burza szaleje wokół wieży, aż mury drżą w posadach i ptaki skrzeczą trwożnie przed oknem, opada grafa niewymowny smutek.
Nad jego wiekową, znużoną duszą ciąży przeznaczenie.
I przykłada twarz do okna i patrzy w noc. A tam wszystko ukazuje mu się olbrzymio widmowe, upiorne! I straszne. Słyszy, jak przez zamek gna burza, jakby chciała przepędzić wszystko co martwe i rozsypać w przestworzach.
Lecz gdy pogmatwane mary nocne znikają niby zaklęte cienie – znów wszystko przenika milczenie samotności.
„Salzburger Zeitung”, 20 grudnia 1906 roku
Tłumaczenie poematu ukazało się w książce „Georg Trakl. Poezje zebrane”, Tarnów (1992: rim press). Przełożył, kroniką życia poety, rejestrem znaczeń symbolicznych i posłowiem opatrzył Andrzej Lam. Wprowadzenie do tekstu austriart.pl.
prof. Andrzej Lam
Historyk i teoretyk literatury, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, polonista, tłumacz poezji łacińskiej i niemieckojęzycznej. W jego przekładzie ukazały się m.in. poezje Trakla, Goethego, Hölderlina, Eichendorffa, Mörikego, Rilkego, Stadlera, Heyma oraz Benna. Członek Towarzystwa Naukowego Warszawskiego i Societas Jablonoviana w Lipsku.
Michael Bartsch
Niemiecki malarz i grafik. Zajmuje się głównie malarstwem abstrakcyjnym i pejzażowym. W ostatnich latach poświęcił się również tworzeniu kolaży. Angażuje się ponadto w pracę pedagogiczną – prowadzi kursy malarstwa.
Austriart.pl jest patronem medialnym krakowskiego Festiwalu Literacko-Artystycznego TRAKL-TAT, poświęconemu życiu i twórczości austriackiego poety – Georga Trakla.
Powiązane artykuły
- 87
Już za tydzień rusza IV. edycja Festiwalu Literacko-Artystycznego TRAKL-TAT, poświęconego wybitnemu, austriackiemu poecie - Georgowi Traklowi. Wspólne odniesienia i odczucia, jakby zbiorowej, niezależnej od siebie Traklowskiej emanacji łączą po raz kolejny wielu przedstawicieli z naukowo-artystycznego grona. Jaki jest efekt ich spotkań? Przekonajcie się sami! Georg Trakl, uważany za jedną z…
- 74
Przedstawiamy dwa wiersze Georga Trakla w tłumaczeniach prof. Andrzeja Lama oraz Wiesława Trzeciakowskiego, opatrzone kolażami niemieckiego malarza i grafika Michaela Bartscha. KRUKI (Die Raben) Nad czarny ostęp pędzą chmurą W południe kruki z chrapliwym krzykiem. Cień ich przemyka koło łani dzikiej, Czasem je widać siedzące ponuro. O jak…
- 57
Georg Trakl to poezja bez granic, ani geograficznych, ani wiekowych. Jego twórczość wpisuje się w szeroki kontekst współczesnej kultury. Po raz piąty w Krakowie rusza Festiwal Literacko-Artystyczny TRAKL-TAT. Festiwal Trakl-Tat to wydarzenie sztuk wszelakich, w całości inspirowane niemieckojęzycznym poetą, choć może należałoby powiedzieć, wzywające Trakla do corocznego trwania w "białych…