Kameralny Mahler i romantyczny Schubert w interpretacji Sinfonii Iuventus pod batutą Agnieszki Duczmal zaszczycili nas swoją obecnością w Studiu Koncertowym Polskiego Radia. Ich wykonanie, wraz z debiutującą w Mahlerowskim repertuarze sopranistką Joanną Klisowską, było pełne młodzieńczej świeżości.
Był to bardzo ciekawie i ambitnie skonstruowany wieczór. W dwóch częściach odpowiednio usłyszeliśmy VIII symfonię h-moll (Niedokończoną) Franciszka Schuberta, a po przerwie kameralne opracowanie z 2007 roku Klausa Simona Mahlerowskiej IV symfonii G-dur. Tym samym mogliśmy odbyć symboliczną podróż od dzieła, które otwierało epokę na liryczny charakter związany z pieśniową formą, przez co często nazywana jest pierwszym romantycznym dziełem symfonicznym, w stronę twórcy, który tę formę uczynił motywem przewodnim swoich dzieł orkiestrowych, osiągając szczyt romantycznej symfoniki.
Od samego początku muzycy Sinfonii Iuventus nie dali poznać po sobie, jak bardzo młodym są zespołem. Schubertowskie dźwięki wyłoniły się z delikatnej mgły spokojnie, pełne jednak głębi, płynnie przechodziły z początkowego niepokoju, zachmurzenia w stan bliski rozmarzeniu rysowanemu lekko i pełnie, bez nadmiernych kontrastów. Z każdym taktem Schubertowska opowieść rozwijała się i rosła, kolejne partie liryczne i dramatyczne układały się naprzemiennie w jednorodną całość, pełną subtelnych, emocjonalnych dialogów między sekcjami instrumentalistów, zwłaszcza “wewnętrzne” rozmowy wiolonczel ze skrzypcami wyróżniały się świeżością, jak najlepiej świadcząc o orkiestrze.
Od pierwszych taktów płynącej muzyki aż do końca dało się już odczuć rękę i styl Agnieszki Duczmal. Zinterpretowała utwór z myślą o podkreśleniu romantycznej natury dzieła Schuberta, z właściwym jednak dla dyrygentki zdyscyplinowaniem i kameralną subtelnością pełną niuansów budujących intymność wykonania, które to cechy są jej znakiem firmowym. Dojrzałość muzyków dała o sobie znać właśnie w plastyczności całego zespołu, podatności na bycie formowanym, na chłonięciu wskazówek i warsztatowym sprostaniu wymogom wizji muzycznej dyrygenta. Romantyczny charakter symfonii austriackiego kompozytora jeszcze wyraźniej odsłoniła nam część druga, pełna polotu i blasku, romantycznych wzburzeń – granych bez przesady, a jednocześnie z natchnieniem, które sąsiadowały z emocjami bardziej dostojnymi, skierowanymi w siebie. Grze muzyków nie zaszkodziłoby trochę jednak więcej Schubertowskiego ciepła, troski.
IV symfonia G-dur Mahlera była debiutem zarówno dla orkiestry, jak i śpiewaczki, w wersji kameralnej także dla dyrygentki. Debiutem, a także niemałym wyzwaniem. O ile tajemnica związana z symfonią Schuberta nieodłączna jest z jej historią oraz kształtem, o tyle symfonia Mahlera sekret skrywa głęboko w sobie, we własnej symbolice i przetworzeniach. Sam Mahler dopytywał pełnym oznajmienia tonem w jednym z listów do przyjaciół, “czy przejrzałeś tematyczne powiązania, ważne dla kształtu dzieła? Każda z trzech części powiązana jest tematycznie z ostatnią w najintymniejszy i wymowny sposób”.
Ta ostatnia eksponująca motyw pieśni Das himmlische Leben z 1892 roku wyznacza ramy i głębie sekretu, który jak zagrzebany w listowiu owoc nieustannie wyłania się z cieni, kusząc nas, abyśmy po niego zachłanniej sięgali, dając się wydobyć jednak dopiero na sam koniec. Dzieło nie tak potężne i majestatyczne jak dwie wcześniejsze symfonie żyje więc z dyskretności, interpretacyjnym kamuflażu. Dzięki nim prowadzi subtelną grę z widzem, grę, od której wartości zależy jakość wykonania.
Muzycy pełni jeszcze Schubertowskich emocji weszli w utwór szybko, pełni pośpiechu właściwego dla ostatniej zamykającej symfonię części. Zasłuchani w dźwięk sań, wybiegli na tyle w dal, że z oczu zniknęła im sama opowieść. Po kilku minutach wydawało się, że pierwsza część rozmyje się w gwałtowności, a sam sekret, wyznaczający jądro twórcze dzieła, pozostanie nie zarysowaną tajemnicą. Orkiestra na szczęście po chwili na nowo złapała oddech. Niuanse znów stworzyły dyskretną opowieść, smyczki wyśpiewały soczyste melodie, podszyte już jednak z lekka rysowanym niepokojem. Sarkazm szorstkiego klarnetu subtelnie mącił dziecięcość i niewinność będące treścią dzieła.
Część druga stawia jeszcze wyższe wymagania interpretacyjne. To czysta śmierć, jak w ludowych wyobrażeniach, kanciastym Ländlerem drwi z żyjących i ich trosk. Sam Mahler pisał bez ogródek, że “śmierć zaczyna grać dla nas taniec. Rzępoli dziwacznie na skrzypcach i prowadzi nas do Nieba”. Muzycy poddali się temu z zachwycającym wyczuciem budując całość obrazowo i fantazyjnie. Stworzona humoreska mieniła się pełnymi barwami: ironiczna i dowcipna.
Część trzecia była zamkniętą, małą ucztą. Pełna liryki i skupienia płynęła dojrzale i mądrze. Dawała wiele przyjemności z brzmienia orkiestry, którą chciałoby się usłyszeć w pełnym dla tego dzieła składzie. Łatwiej wówczas budować swoistą mistykę od tej części przecież nieodłączną.

Partytura „Das himmlische Leben: Eine Humoreske für eine Singstimme und Orchester von Gustav Mahler”
Część czwarta od początku niosła drobne obawy. Partię wokalną miała bowiem zaśpiewać debiutująca nie tylko w Mahlerze, ale także w późnoromantycznym niemieckim repertuarze, znana zwłaszcza z repertuaru barokowego i klasycznego wrocławska sopranistka Joanna Klisowska. Mahler w swoich sugestiach i wskazówkach upraszał się o głos wyjątkowo niewinny i śpiewny. Dawał do zrozumienia, że w ten właśnie sposób dopełnia się tajemnica dzieła, którego jest swoistym opłakiwaniem dzieciństwa. Wyraźnie podkreślał, że nie jesteśmy świadkami podróży, a odchodzenia. Nie wkraczamy jednak w świat melancholii, bo nie domyślamy się jeszcze rozmiaru straty. Chroni nas przed tym pierwiastek niewinności i dziecięcości, które kompozytor tak silnie chciał wydobyć.
Sugestie te wiernie zaadaptował Leonard Bernstein w jednym z wykonań przydzielając partię wokalną członkowi chóru dziecięcego, za co był powszechnie chwalony. Odmienną drogę obrał Claudio Abbado, gdy w 2009 roku skorzystał z umiejętności wspaniałej mezzosopranistki Magdaleny Koženy, również znanej zwłaszcza z repertuaru barokowego i klasycznego. I chociaż samo wykonanie jest być może jednym z piękniejszych dźwiękowo, rezygnując z niewinnego koloru na rzecz głosu ciemniejszego, bardziej dramatycznego, gubi gdzieś wpisaną w dzieło symboliczną dwuznaczność, sekretną relację dwóch światów, których równoważne istnienie zapewnia jego niepowtarzalne napięcie i bogactwo.
Obawy co do wykonania Joanny Klisowskiej okazały się zupełnie płonne. Sama śpiewaczka nowe wyzwanie potraktowała niezwykle poważnie i z oddaniem. Wykraczając poza dydaktyczne doświadczenie celowała w czystość i jasność, dając w odpowiednich miejscach popis właściwego dla siebie żarliwego śpiewu tak często słyszanego w jej barokowych wykonaniach Bacha czy chociażby Händla.
Całości tej części zabrakło jednak niewątpliwie większego zgrania wszystkich muzyków. Miejscami orkiestra przykrywała głos wokalny, który nie mógł do końca właściwie wybrzmieć w swojej delikatności. Wykonanie całości IV symfonii należy jednak uznać za bardzo udane, podobnie jak całego koncertu. Z podziwem patrzy się na wciąż znakomitą formę wspaniałej dyrygentki Agnieszki Duczmal.
Zdjęcia wykonał Piotr Banasik/Banan Studio.
Joanna
Maj 15, 2019Szanowni Panstwo, Ogromnie mi milo czytac ta tak gleboka i wnikliwa recenzje. Z calego serca dziekuje! Czwarta Symfonia Mahlera byla dla mnie debiutem , jak najbardziej! Natomiast jako dyplomowana skrzypaczka i spiewaczka o ukonczonych, regularnych studiach wokalnych ( o profilu oratoryjna – kantatowym) sama nie mialam az takich obaw…Barok jest moja specjalizacja, ktorej poswiecilam i poswiecam wciaz wiele uwagi , niemniej jednak wykonuje i nagrywam.rowniez i pozniejszy repertuar ze wzgledu na zainteresowana ale i charakter mojego glosu, ktory plasuje sie gdzies posrodku….a ta przepiekna symfonia byla dla mnie nie tylko debiutem ale i nieziemska przyjemnoscia. Duzo emocji! Dziekuje, ze Panstwo wspomnieliscie o interpretacji. Po raz pierwszy pracowalam z Agnieszka Duczmal – jestem pod ogromnym wrazeniem jej mistrzostwa i klasy, natomiast orkiestra, moim zdaniem, to ogromny potencjal pieknie grajacych, zaangazowanych, mlodych ludzi! Jestem ogromnie wdzieczna Dyrektorowi Piotrowi Baronowi za zaproszenie do tego projektu i dziekuje Wszystkim Wspanialym Muzykom, z ktorymi mialam okazje smakowac Mahlera…